Wyruszamy z domu o 6:15, a o 11:00 jemy w KFC. O 12:00 przekraczamy granicę polsko-czeską, a o 20:45 kolejną - słoweńsko-chorwacką. O 23:00 kończymy jazdę na ten dzień i stajemy na spanie na parkingu przy stacji.
Ruszamy wcześnie - 6:30 ze stacji. O 13:15 płyniemy z Ploče do Trpanja. Idziemy się kąpać, a na obiad ruszamy do miasta.
Kąpiemy się i odpoczywamy na plaży, a na obiad znowu do miasta.
Kąpanie, odpoczywanie i opalanie. Na obiad wyruszyliśmy do miasta, ale w całym mieście nie było prądu, więc zjedliśmy pizzę z piekarni. Wracamy do bazy.
Kąpiemy się, obiad jemy w bazie - kluski z cukinią, papryką, serkiem topionym, śmietanką i ziołami.
Wyjeżdżamy z campingu rano i ruszamy w kierunku Grecji. Wbijamy do Czarnogóry, gdzie było bardzo gorąco. Wbijamy na camping i jedziemy się przejść po paru miejscowościach, w tym Kotor, gdzie był wielki statek.
Płyniemy promem po raz nie wiadomo który w Czarnogórze i jedziemy do Albanii. Przekraczamy granicę i zatrzymujemy się blisko morza na campingu przy wysepce, na którą był mostek. Kąpiemy się w morzu, ale woda była mało przejrzysta, bo był zmącony piach.
Rano ruszamy do Vlory na camping, na którym byliśmy dwa lata temu. Zostawiamy przyczepę i jedziemy drogą górską wzdłuż morza (również po raz kolejny). W pięknym morzu z dużymi falami kąpiemy się dość długo. Po odpoczęciu na plaży, jedziemy do Himary. Całe miasteczko było ruinami. Potem już zawróciliśmy i pojechaliśmy do bazy.
Rano start z campingu we Vlorze do Gijrokastry. Zwiedziliśmy zamek, którego dwa lata temu nie udało nam się zdobyć. Potem od razu kierowaliśmy się do Grecji na Lefkadę. Wjazd był najpierw przez tunel, a potem jechaliśmy mostem. Na campingu, na którym się zatrzymaliśmy było bardzo dużo os, które unicestwialiśmy pułapką zasadzoną na te owady. Wieczorem poszliśmy się wykąpać w morzu. Woda była bardzo ciepła, ale dno niezbyt zachęcające do chodzenia po nim.
Rano wyruszamy na piękną plażę - Porto Katsiki. Obok niej były skały, a za skałami kolejna plaża. Nie było do niej innego dostępu niż od strony morza, więc było bardzo mało osób. Popłynęłam tam z Agą wpław i było pięknie. Spędziliśmy w Porto Katsiki prawie cały dzień. Wracając do bazy, zjedliśmy obiad pod sosnami z pięknym widokiem na morze i zachodzące słońce.
Rano zwiedzamy centrum Lefkady. Misio kupił sobie miskę na owsiankę. Po zakończeniu zwiedzania pojechaliśmy na plażę, na której zrobiliśmy mnóstwo zdjęć na gałęzi między skałami. Woda była bardzo ciepła. Następnie pojechaliśmy do Porto Milos, gdzie na plażę trzeba było wejść najpierw dużo pod górę, a potem w dół. My weszliśmyy tylko pod górę, bo przeraziło nas późniejsze wchodzenie pod górę z plaży. Zeszliśmy więc na bliższą plażę, ale mniej atrakcyjną. I tak się nie wykąpaliśmy. Potem pojechaliśmy do latarni morskiej, a następnie już o jakiejś 22:00 pojechaliśmy do miasteczka Porto Vasiliki. Stamtąd, po dwóch godzinach stania i nudzenia się przy sklepach, pojechaliśmy już do bazy.
Rano zbieramy się z campingu i ruszamy do promu na Zakynthos. Camping był bardzo fajny, był basen. Najpierw wykąpaliśmy się w morzu, a potem w basenie.
Najpierw idziemy na plażę, gdzie była siarkowa woda i można było nawet otworzyć oczy pod wodą. Potem postanowiliśmy obejrzeć dwa wiatraki, z których nie chciało nam się schodzić na plażę. Potem przy samych wiatrakach była latarnia, na którą nie można było niestety wejść, więc pojechaliśmy do wraka statku. Można było go tylko zobaczyć z góry albo popłynąć łódką. Stamtąd pojechaliśmy na plażę, na której skakaliśmy z około 5-cio metrowej wieży. Przy pierwszym skoku trudno było się przełamać, ale następne już nie sprawiały większych problemów. Spędziliśmy tam sporo czasu, ponieważ było świetnie. Potem wróciliśmy już do bazy. Poszliśmy jeszcze do basenu, a potem spać.
Najpierw pojechaliśmy na plażę, gdzie był mostek w wodzie i dużo kafelków. Potem pojechaliśmy na plażę, gdzie żółwie składały swoje jajka. Następnie pojechaliśmy na plażę, z której był mostek na wyspę, a wejście na nią było warte 5€ (dla nas jednak nie było warte i nie weszliśmy). Zarezerwowaliśmy tam przepłynięcie łódką na następny dzień. Stamtąd wróciliśmy do bazy.
Wyjeżdżamy samym samochodem z campingu o 12:30 i jedziemy do łódki, którą wszyscy razem popłynęliśmy. Najpierw widzieliśmy żółwia. Potem popłynęliśmy na plażę, która była na wyspie w kształcie żółwia. Woda było bardzo ciepła i przejrzysta. Potem wpływaliśmy do jaskiń, a przy jednej z nich się kąpaliśmy. Po dopłynięciu do brzegu pojechaliśmy pochodzić po centrum Zakynthos.
Prawie cały dzień odpoczywamy na campingu. Tylko wieczorem pojechaliśmy na plażę, na której nic ciekawego nie było, a potem do miasteczka, bo Noti chciał sobie kupić koszulkę z Zakynthos. Potem już wróciliśmy na camping.
Pobudka o 6:30 i o 6:45 ruszamy na prom z Zakynthos, który wypływał o 8:00. Po dopłynięciu pożegnaliśmy się z Agą i pojechaliśmy na camping Erodios. Poszliśmy się wykąpać do morza, a potem pojechaliśmy do zatoki w kształcie meduzy. Stamtąd do miasteczka Gialova, w którym zjedliśmy obiad. Po przechadzce po nim, wróciliśmy na nasz camping.
Rano, po śniadaniu, podczepiamy przyczepę i ruszamy dalej w stronę Aten. Zwiedzamy po drodze miasteczko Methoni, w którym były ruiny zamku. Pojechaliśmy na camping, na którym było bardzo dużo zbawiennego cienia. Potem pojechaliśmy samym samochodem do miasteczka Gythio na sam obiad, a potem do wraku, do którego już można było podejść. Potem pojechaliśmy znowu do tego samego miasteczka, ale teraz już po nim pochodziliśmy. Przy drodze na wysepkę, na której była latarnia, zauważyłam w morzu ośmiornicę.
Cały dzień siedzimy na campingu. Na obiad cukinia z papryką, kluskami, jakimś sosem. Sporo się kąpaliśmy, a potem poszliśmy spać.
Rano znowu siedzimy na campingu, a około 15:00 wyjeżdżamy samym samochodem na wyspę Monemvasię. Stamtąd wróciliśmy do bazy i poszliśmy spać.
Wyjeżdżamy z uroczego, zacienionego campingu samochodem i przyczepą. Jedziemy w kierunku Aten. Po drodze widzieliśmy Kanał Koryncki, do którego ludzie skakali na bungee. Stamtąd pojechaliśmy prosto do Aten, w których zaparkowaliśmy na parkingu z windą i pracujący tam ludzie parkowali nam samochód i zabierali kluczyki. Zwiedzaliśmy między innymi Akropol, stadion olimpijski i główne ulice Aten. Wróciliśmy dość późno na camping, który był niedaleko samego centrum Aten.
Prawie cały dzień jedziemy na Chalkidiki. Niestety na pierwszym campingu nie było miejsca, więc pojechaliśmy na jakiś inny. Tam już znaleźliśmy miejsce, ale niestety dopiero po południu robił się cień.
Odpoczywamy na campingu na Kassandrze (pierwszy z trzech palców Chalkidiki). Dużo się kąpiemy w bardzo krystalicznej i ciepłej wodzie. Wieczorem jedziemy do miasteczka, w którym nic ciekawego oprócz bardzo dobrych lodów nie było, więc szybko wróciliśmy do bazy. Idziemy spać.
Cały dzień od rana wracamy do Chorwacji. Granice szły w miarę szybko, więc spaliśmy już w Chorwacji za skrętem na Dubrownik. Była mniej więcej 2:00.
Rano ruszamy dalej i dojeżdżamy o około 11-12 do Trpanja. Miejscówka na campingu świetna - przy murku, nad samym morzem. Kąpiemy się, a wieczorem idziemy do miasta na obiad i lody.
Od rana maluję kamienie i się kąpię - na zmianę - jak mi jest za gorąco.
Płyniemy statkiem na Korčulę. Tam przechadzamy się uliczkami po raz trzeci. Po powrocie do Orebića była jakaś impreza i była znana chorwacka olimpijka w rzucie dyskiem. Potem wracamy do bazy.
Odpoczywamy na campingu.
Powoli się pakujemy do wyjazdu i się dużo kąpiemy.
Wyjeżdżamy z bazy już z przyczepą o 7:20 na prom. Po zaparkowaniu w porcie, idziemy do piekarni po świeży kruh (chleb) na śniadanie. O 9:00 odpływamy. Płyniemy promem do Ploče, z którego cały czas wracamy samochodem. Nocujemy w Austrii.
Od razu po przebudzeniu jedziemy na tor Formuły 1 w Spielbergu. Były zawody motocyklistów i niestety nie można było wejść. Stamtąd dalej jedziemy do domu, a po drodze zaczepiamy o Mikulov w Czechach, który zwiedziliśmy i zjedliśmy obiad. Późnym wieczorem dojeżdżamy do domu.