Pobudka o 4:00, a już o 4:10 wyjazd. Wylatujemy z Modlina o 6:45 i lądujemy o 10:40 (9:40 czasu portugalskiego). Z lotniska wsiadamy w metro, żeby dojechać do bazy. Po drodze wysiadamy na stacji Oriente, która była cała wykaflowana. Stamtąd już prosto do bazy, gdzie czekamy na Notusia z Moniką. Po zajęciu bazy, ruszamy na zwiedzanie. Najpierw przechadzamy się ulicami najstarszej dzielnicy Lizbony - Alfamy. Potem wyglądamy na punkt widokowy (Miradouro de Santa Luzia) i zaliczamy wielki mural (przy Botto Machado). Niedaleko od niego jest Panteon Narodowy i Katedra. Stamtąd udaliśmy się na plac, z którego jest widok na Pałac (Praça do Comércio) i kolumny (Cais das Colunas), z między których podobno swoje wyprawy zaczynał między innymi Vasco da Gama. Następnie idziemy na znaną windę (Elevador de Santa Justa), z której był ładny widok na Lizbonę z góry. Stamtąd wracamy już do bazy na noc.
Rano idziemy na targ przy wspomnianym wcześniej muralu i Panteonie. Stamtąd udaliśmy się na cmentarz (Cemitério de Prazeres), przy którym jest pętla znanego tramwaju nr 28. Następny kierunek - wieża Belém i Pomnik Odkrywców (Padrão dos Descobrimentos). Z tych atrakcji wróciliśmy na pętlę pod cmentarz. Odstaliśmy się w kolejce do tramwaju i w końcu podjechaliśmy nim kilka przystanków na jedzenie na tęgiego łososia. Po obiedzie wracamy już do bazy.
Z rana ruszamy do wczesnośredniowiecznego Zamku Maurów (Castelo dos Mouros). Tam spacerujemy murami aż do kolorowego Pałacu Pena (National Palace of Pena). Następnie ładujemy się do busa, jadącego do przepaści (Boca do Inferno), o którą rozbiają się fale Oceanu Atlantyckiego. W pobliżu wchodzimy jeszcze na latarnię morską (Santa Maria). Po obiedzie i spacerze, wróciliśmy autobusem do bazy.
Rozdzielamy się i ja z Notim i Moniką jedziemy na pętlę tramwaju nr 28 przy cmentarzu. Po odstaniu się w kolejce, udaje nam się zająć miejsca na siedząco i ruszamy w trasę. Potem pojechaliśmy nad najdłuższy most w Europie (17-18 km) Vasco da Gamy. Tam nastąpiło kolejne podzielenie i ja z Notim pojechaliśmy na stadion Benfiki (Estadio de la Luz). Jednakże tego dnia był mecz na tym stadionie, w związku z czym dokładne zwiedzanie go było niemożliwe. Z Moniką spotkaliśmy się z powrotem pod Pałacem (Praça do Comércio) i pojechaliśmy na stację Martin Monitz, gdzie poczekaliśmy na rodziców. Stamtąd poszliśmy do Churrasqueiry na rybę. Po obiedzie wstąpiliśmy jeszcze na urodzinowe ciasto do kawiarni - Brazileira.
W wypożyczonej furze podwozimy Kubę i Monikę pod ogród botaniczny i już żegnamy się, ponieważ oni tego dnia wracają samolotem do Warszawy. My zaś, ruszamy do Porto nadmorską drogą. Najpierw zahaczamy o Cabo da Roca, czyli najbardziej wysunięty na zachód punkt w Europie. Następnie przez małe miasteczka jedziemy na plażę (Praya da Adraga) z charakterystyczną dziurą w skale. Jadąc w stronę Porto, jemy cokolwiek z pięknym widokiem na ocean, a potem wstępujemy do miasteczka Óbidos. Był w nim akwedukt i mnóstwo małych, mniej lub bardziej zatłoczonych uliczek. Dalej jedziemy - po drodze jest zatoczka w kształcie meduzy, dlatego wjechaliśmy na punkt widokowy, z którego jako tako widać było tę plażę. Stamtąd pojechaliśmy już prosto do Porto, do którego dojechaliśmy około 22.
Z rana, po śniadaniu ruszamy na zwiedzanie Porto. Pierwszym przystankiem jest Kościół św. Ildefonsa (Igreja Paroquial de Santo Ildefonsa). Jak widać, wszystko w kaflach. Następnie przechodzimy obok kaplicy (Capela das Almas), która jest jeszcze bardziej obkaflowana. Potem targ, stacja (też obkaflowana), kościół Carmo (Igreja do Carmo), słynna, stara biblioteka (Livraria Lello) i punkt kluczowy - lody. A żeby nie było nudno, to lody w kształcie róży. Następnie zwiedzamy kościół wraz z wieżą Kleryków (Igreja e Torre dos Clérigos), z której był widok na każdą stronę Porto. Potem już się snujemy po ulicach, moście i punktach widokowych. Wieczorem wracamy na mecz - ⅛ finału LM - Inter Mediolan vs. FC Porto. Mało tubylców oglądało, w związku z czym wróciliśmy do bazy na oglądanie.
Zaczynamy prawdziwe zwiedzanie - stadion FC Porto - Estadio do Dragao. Zwiedziliśmy muzeum i stadion łącznie z takimi pomieszczeniami, jak np. sala konferencyjna, szatnia. Następną atrakcją była przejażdżka kolejką nad rzeką, z której był ładny widok na Ribeirę. Potem przeszliśmy na drugą stronę rzeki i wsiedliśmy do starego tramwaju nr 1, który jechał wzdłuż rzeki. Dojechaliśmy do ostatniego przystanku, wyjrzeliśmy nad ocean i zaczęliśmy wracać do centrum. Po drodze zahaczyliśmy o Muzeum Komunikacji Miejskiej, w którym było sporo starych tramwajów, transformatorów, prostowników i innych urządzeń. Droga powrotna do bazy przebiegała przez park, w którym było dużo kaczek, pawi i kogutów. W tym czasie był zachód słońca. Stamtąd lekko okrężną drogą wróciliśmy już do bazy.
Po śniadaniu zbieramy manele i idziemy z całym mandżurem na spacer. Doszliśmy do Ribeiry, czyli nad rzekę, gdzie posiedzieliśmy sobie trochę na słońcu, słuchając grajka na gitarze. Stamtąd po 13 poszliśmy do metra, którym dojechaliśmy już do lotniska. Kontrole przeszły pomyślnie i planowo o 16:10 wylatujemy z Porto do Warszawy. W czasie lotu najpierw ładne widoki, potem zachód i trochę turbulencji, żeby nie było nudy.